Doświadczyłem przygody podczas mojej podróży. Stoję sobie w peronie, czekam na wyjazd, obserwuję co się dzieje. Z przeciwka jedzie Elka. Taaak, wieeem, wszyscy/większość dyżurnych są uczuleni na Elki, i na ich niezrozumiałe, często trudne do wytłumaczenia, błędy. Tymczasem każdy z nas kiedyś był Elką... Elka jechała osobowym i z zupełnie nierozumiałych powodów nie zatrzmała się w peronie. No cóż. Niedobrze. Dyżurny Elkę ochrzanił a nastepnie wykopał. Podjąłem dyskusję z dyżurnym, czy faktycznie tak należało postąpić. Bo przecież Elka się uczy. Wydawało mi się, że Elkę należało objechać srogo a następnie pouczyć. Ale nie wykopywać, bo przecież to nie jest metoda wychowawcza. Tym bardziej, że nic złego się nie stało. Tak, wiem, rozumiem, że dyżurny, po wielu godzinach służby, może nie mieć cierpliwości. Ale sam tak sobie wybrał, żeby dyżurować, i powinien się liczyć z tym, że jakaś Elka w końcu przyjedzie i nabroi. Jeszcze bardziej mnie zniesmaczyły pouczenia dyżurnego, żebym się nie wtrącał, żebym zajął się swoją jazdą. A najbardziej mnie zniesmaczyły nieudolne i nieudane próby skasowania zawartości naszego czatu przez dyżurnego... Nieudane. Historia naszej rozmowy została uwieczniona. Niech wspomniany dyżurny przemyśli, czy tak faktycznie należało postąpić.