Dlatego psioczę, że nie ma małych prostych przelotówek dwutor-dwutor na SCS. Są Lisiczki, gdzie manewry są utrudnione, kilka scenerii na mechanicznych. Prawie same z utrudniaczami, wymagające znajomości obsługi urządzeń, znajomości planu posterunku. SCS robi to za dyżurnego, monitoruje stan urządzeń, nastawia przebiegi i podaje sygnały. Czemu więc rzucane są L-ki na głęboką wodę? Może jeszcze LCS im dajcie i patrzcie jak płonie. Spoko rozumiem, że przychodzą tu osoby, które pracują na kolei i jakoś też zaczynają od niskiego poziomu, chociaż faktycznie są ekspertami w danej dziedzinie. Niestety większość to ludzie, którzy interesują się koleją i potrzebują się wdrożyć. SWDR miał być systemem wsparcia dyżurnego, a nie systemem wykańczania dyżurnych. Mam skład u siebie, walczę z sytuacją ruchową, żeby podać mu wjazd. Nie wcisnę Ko zanim nie osłonię go sygnałem S1/Sr1. Dyżur, który go wyprawił ma tam kolejny wyjazd, wyłączy blokadę (skład dawno od niego wyjechał) i coś co miało być dzwonkiem zaczyna napierniczać. Cholerna wiertarka atakująca mózg jest tym czego potrzeba do uspokojenia sytuacji. Przeładowanie informacjami, przeładowanie zadaniami, hałas, brak możliwości podejrzenia innej rzeczy gdy ma się jedną na wierzchu. Dla osoby z doskonałą pamięcią to nie problem, ale przeciętny człowiek gdy musi na raz zapamiętać skład, szlak wyjazdowy, wjazdowy, godzinę, scenerię docelową i to wszystko na raz, może po prostu dostać kota. Jeszcze mechanicy coś piszą, inni dyżurni się dobijają chcąc wyprawić składy, a jak coś się pogmatwa to trzeba to prostować, upewniać się, że bezpieczeństwo ruchu nie jest zagrożone, co kosztuje czas. Czas, którego jest za mało. Jedno słowo mi się ciśnie na usta: dezorganizacja.